· 48:06
Cześć, z tej strony mikrofonu Rafał Sobolewski, a to jest podcast Rowery dla Umysłu, w którym rower to coś więcej niż najbardziej efektywny środek transportu.
Zapraszam Was już na kolejną ścieżkę rowerowo-dźwiękową, czyli do wysłuchania następnego odcinka Rowerów dla Umysłu.
Partnerem tego podcastu jest Fundacja POMBA, która wspiera i propaguje rozwój zrównoważonego kolarstwa górskiego w Polsce oraz prowadzi szkolenia techniki jazdy na rowerze MTB.
Pierwszy odcinek był odcinkiem rozgrzewkowym, bo przed każdą jazdą w terenie warto zrobić rozgrzewkę.
Gościnią w tym odcinku była Agnieszka Jurewicz z Fundacji POMBA, instruktorka techniki jazdy od 2011 roku z wykształcenia architektka i projektantka m.in. Singletracka 14 w Szklarskiej Porębie.
Wspólnie z Agnieszką opowiedzieliśmy o naszych rowerowych historiach, które doprowadziły nas do świata kolarstwa górskiego.
Agnieszkę do poziomu doświadczonej instruktorki i mnie jako osoby, która odkrywa ten świat od niedawna.
Był to wstęp do rozmowy o różnych, mniej znanych aspektach kolarstwa górskiego i tego, co nam ono w zasadzie daje.
Zapraszam Was do wysłuchania rozmowy.
Cześć Agnieszka.
Cześć Rafał.
Odcinek rozgrzewkowy, więc wymyśliłem sobie, że każdego gościa, gościnie, którego będę zapraszać do podcastu,
może pytać o to samo.
Troszkę to zgapiłem od Piotra Peszko z podcastu rowerowego, który pyta zawsze swoich gości, ile mają rowerów.
Ja chciałem rozwinąć to pytanie, żeby też nie tylko pokazać poziom pasji rowerowej gościa, gościni,
ale też w jaki sposób może zarażają swoją pasją domowników.
Agnieszko, powiedz mi, ile macie rowerów u siebie w domu per capita, czyli na głowę.
Zgadza się.
Wiem, że to pytanie rozgrzewkowe,
ale trochę śmiesznie, bo dla mnie to pytanie jest dosyć trudnym pytaniem.
Ale ogólnie wydaje mi się, że można uznać, że mamy półtorej roweru na głowę,
gdzie mamy trzech domowników na tą chwilę.
Czemu mówię półtorej?
Czyli w sumie cztery i pół roweru.
Cztery i pół roweru.
Jakby policzyć wszystkie części, które posiadamy, to pewnie byłoby ich więcej,
czyli ram pewnie jest dwa razy więcej, czy coś takiego.
Ale to są rowery w różnym stanie rozkładu.
Czyli na przykład mamy hardtaila, który właśnie, Boże, jak się nazywa rower z dwoma osobami, które...
Tandem.
Jeden tandem.
Jeden tandem mamy, ale on, no wiesz, po prostu na tą chwilę to chyba rama została.
Są jeszcze jakieś w ogóle stare rowery domowników, którzy już nie mieszkają tutaj,
więc tego to jest dużo.
Ale tak na dobrą sprawę, sprawnych rowerów,
na których da się jeździć, jest tak jak się śmie półtora.
Skąd taka dziwna liczba?
Ja z Michałem mamy swój rower i mamy rower tak jakby ten sam w starszej wersji, zapasowo.
Backupowy.
Żeby w razie jak coś się zepsuje, to żeby coś tam mieć.
I one są tak złożone, że tej konfiguracji, w jakiej lubilibyśmy jeździć, jest jeden.
Ten drugi jest taki...
Taki złożony nie do końca, więc jakimś szybkim swapem paru części może być takim rowerem,
po którym byśmy chcieli jeździć.
Ale poza tym to jest kolekcjonerska szosówka, która w teorii jest sprawna,
ale w praktyce to na przykład ja bym się bała jeździć,
bo nie wiem, jak cośkolwiek by się w nim zepsuło, to podejrzewam, że nie wróciłabym do domu.
Michał jest w stanie ten sprzęt obsługiwać, ale to wiesz, to jest taki pierwszy właściciel.
Może nie pierwszy, bo właściwie kupił używany, ale po prostu to jest typowy właściciel,
właściciel sprzętu znający się na technice, w sensie jak jest ten rower zrobiony,
więc Michałowi nawet jakby się cokolwiek stało w trasie, to jest w stanie sobie z tym ogarnąć.
I tak, wiesz, potrafi zadrapać za manetką, żeby bieg zawsze wskoczył.
W sensie po prostu, wiesz, ten feeling...
Trzeba mieć wyczucie w dłoniach.
Obsługi maszyny przez osobę, która rozumie tą maszynę dogłębnie, więc Michałowi ta szosówka...
Działa. Ja bym się bała na nią wchodzić.
Po pierwsze pozycja wydaje mi się dziwna, więc do szosówek jakoś nie miałam nigdy tendencji, że:
"O tak, to jest ten rower, który chcę spróbować".
A też w momencie, kiedy wiesz, to jest szosówka jego, czyli dużo większego faceta, to siodełko jest tam wysoko, duże, rama duża,
więc jako mniejsza osoba się czuję z tym dziwnie w ogóle.
Ale co do zarażania domowników, to mama Michałacz i moja teściowa ma trójkołowca elektrycznego,
którego zresztą wykorzystujemy jak trzeba odebrać paczki z paczką, a jest to sprzęt, który idealnie się do tego nadaje.
Taki cargo, tak?
Tak, cargo. Ma dwa koła z przodu i po środku, taką wielką przestrzeń, gdzie równie dobrze można wsadzić,
wsadzić osobę siedzącą sobie.
O, no to fajne. No to takie rowery zyskują teraz popularność, są rzeczywiście bardzo praktyczne, potrafią wielu osobom zastąpić samochód,
więc to też ciekawe, że u was w górach też taki rower się sprawdza. To jest elektryczny czy...?
Tak, elektryczny. To była jedna z czynników, bo ten rower został kupiony właśnie dla teściowej w momencie, kiedy już miała ponad 10 lat.
Ponad 70 lat, więc musiał się ten rower jakoś sam napędzać. Przynajmniej takie założenie było.
No tak, szczególnie w górach, nie?
I tak, jeśli o taki cargo rower, to też jest przydatne to, żeby... czyli jak on służy na przykład nam jako sprzęt do odbierania paczek,
to jest istotne, żeby miał swój napęd, bo niektóre paczki, które Michał zamawiał do tego paczkomatu, to miały za 30 kilo jedna, więc jak ich było parę, to trudno byłoby to wwieźć w powrotem.
Ciekawy setup. Od soszówki przez górale po rower cargo, czyli w sumie taki prawie że pełen zakres rodzajów rowerów.
No, u mnie jest to w sumie... w sumie mamy dwa rowery per capita, bo każde ja i moja partnerka mamy po rowerze na wycieczki, do zabawy, czyli rower u mnie to jest full MTB elektryczny.
U Ani to jest hardtail, którego ja też pożyczam, żeby sen nie miał.
Ja też pożyczam, żeby se na pump trucku pośmigać, bo on jest mniejszy i ma ten mniejszy rozstaw, mniejszy rozstaw kół, bo u mnie no... no na moim fullu na pump trucku to ciężko, jednak z 29-calowymi kołami.
No i mamy też rower, ja mam taki trekkingowy, który mi służy jako taki rower transportowy typowo, gdzie też odbieram nim paczki, na bagażnik wsadzam, dużo rzeczy potrafię wsadzić. No i Ania też ma typowy taki miejski, holenderski rower.
Gdzie też możemy, jak we dwójkę jedziemy na zakupy do Lidla, to trzy zgrzewki wody spokojnie wchodzą na dwa rowerki i jeszcze kilka rzeczy.
Więc tak to wygląda.
Więc generalnie każdy z nas ma swoje cztery kółka i nie są to samochody.
Rozgrzewkę mamy za sobą. Rozgrzewka jest bardzo ważna, a szczególnie w jeździe w terenie, czego się dowiedziałem w roku 2021, kiedy miałem okazję poznać Agnieszkę na moim pierwszym szkoleniu.
A to szkolenie wydarzyło się za sprawą...
...podcastu "Maggatka".
Pozdrawiamy twórców podcastu "Maggatka" Michała Masłowskiego i Miłosza Straszewskiego.
Pozdrowienia też od Pomby.
Tak, POMBA właśnie była partnerem podcastu "Maggatka" w 2020 roku i w 2021 roku zorganizowała "Zlot słuchaczy", który był właśnie połączony z takim pokazowym szkoleniem jazdy w terenie.
No a ja w tamtym czasie byłem głęboko zafascynowany, powiedzmy, technologią.
I światem Apple, więc oczywiście podcast "Maggatka" słuchałem.
Część słuchaczy może mnie kojarzyć właśnie z podcastów technologicznych, bo czemu nie, czy też nie ma biura.
Ten świat technologii sprawił w zasadzie, że się poznaliśmy, a ja dzięki temu szkoleniu na nowo odkryłem swoją pasję do rowerów, która w tym momencie przez ostatnie trzy lata wypchnęła technologię.
Moja pasja do technologii trochę się wypaliła, a do rowerów odżyła.
No i dlatego właśnie też postanowiłem tu zaprosić Agnieszkę i w ogóle całą Fundację POMBA do tego podcastu.
No i POMBA została partnerem oficjalnym tego podcastu, więc dziękuję Wam bardzo za wsparcie.
Dzięki za zaproszenie.
Tak, no i dzisiaj sobie porozmawiamy o tym, jak wyglądały nasze historie rowerowe.
Moja, tak początkującego, powiedzmy, entuzjazm koractwa górskiego oraz Agnieszki,
która jakby z perspektywy już bycia instruktorem od 2011 roku, czyli w tym momencie już 14 lat doświadczenia.
Jak to się wszystko zaczęło, że to doprowadziło nas na taką ścieżkę?
Agnieszka, powiedz nam, od czego u Ciebie to się zaczęło?
Pierwszy rower, który świadomie kupiłam gdzieś, to było w środku moich studiów i kupowałam go w jednym celu, a mianowicie, żeby pojechać na wyprawę.
Nie pamiętam na tą chwilę w ogóle jakiej marki był.
Pamiętam, że był hard tilem ze 100 mm skoku z przodu.
Ale no po prostu nie interesowałam się wtedy rowerami.
Kupiłam go w prostym celu, żeby zwiedzać nowe miejsca.
I w ramach przygotowania do tego wyjazdu jeździłam po różnych trasach, czyli na przykład mieliśmy na tej wyprawie jeździć po szutrach i asfaltach,
więc w ramach przygotowania uznałam, że jak mam mało czasu, to to co mogę zrobić studiując we Wrocławiu i mieszkając w Zacheumiu,
to kiedyś na weekend wrócić rowerem do domu i później w inny weekend wrócić z powrotem z Zacheumia rowerem do Wrocławia,
żeby sprawdzić czy w ogóle jestem w stanie zrobić takie ponad 100 km dziennie.
Pomysł miał swoje plusy i minusy.
Plusem było to, że udało mi się dojechać,
więc sprawdziłam, że jest to w zakresie moich umiejętności.
Że też w zakresie moich umiejętności jest znaleźć jakąś trasę, która tam w miarę sensownie będzie biegła z Wrocławia do Zacheumia.
I ile to kilometrów było? Pamiętasz teraz?
Nie pamiętam dokładnie, bo nie miałam licznika jeszcze wtedy.
Jak się jedzie autem, to to jest jakieś 110-120 km, ale autem się jedzie najkrótszą drogą oporu.
Więc jak jechałam, to myślę, że spokojnie jakieś 140 km mogło wyjść za którymś razem.
Bo za każdym razem trochę inną trasą jechałam.
Ale z ciekawostek, to jako studentka architektury w bardzo ciekawy sposób podeszłam do nawigacji,
a mianowicie na moim laptopie wzięłam sobie kalkę i jak miałam mapę z satelity gdzieś tam na którejś stronie,
to brysowywałam sobie te ścieżki, które chciałam jechać właśnie na kalce.
Później miałam taki zwitek kalki, który miałem na kalce.
Miałam taki zwitek kaltek w kieszeni i sobie wyciągałam tą, która jest aktualna dla danego miejsca.
Jak ci się to sprawdziło?
Sprawdziło mi się bardzo dobrze. Bardzo dubna byłam z tego, że na przykład w okolicach Ślęży udało mi się w ogóle nie skorzystać nawet z dróg asfaltowych,
tylko gdzieś po jakichś takich szutrach na polach.
Czyli dosłownie satelita była niezbędna, żeby zobaczyć czy w ogóle jest jakikolwiek tam przejazd. Więc udało mi się.
Już cię wtedy ciągnęło bardziej do szutrów niż asfaltu?
To znaczy z prostego względu próbowałam uniknąć dróg z dużym ruchem.
I częściowo mi się to udawało, częściowo nie.
Czyli na przykład udało mi się, we Wrocławiu rozwiązałam ten problem ruszaniem o 5:00,
więc dało się wyjechać z Wrocławia jeszcze jak ruchu nie było.
Ale już w niektórych miejscach znałam drogę i widziałam wybierając ją, że będzie na niej ruch,
ale po prostu ewidentnie nie widziałam alternatywy.
Myślę, że może jakbym mieszkała w tych miejscach, które tam po drodze mijałam, to by się dało jakoś to bokiem zrobić,
ale nie miałam też tylu czasu na planowanie po prostu jednego dnia, żeby to zgłębiać bardziej.
No to rzeczywiście.
Więc przetestowałam właśnie swoje siły na asfalcie, no ale ponieważ mieszkałam w Zachełmiu, to w dalszym ciągu ten rower już w okolicach swoich
to przetestowałam bardziej zgodnie z przeznaczeniem.
Czyli ten hardtail ze 100 mm skoku to tak naprawdę jest rower górski, więc został stworzony po to, żeby po górach jeździć.
Więc sobie starałam się jeździć po tych trasach, które znałam właśnie jak chodziłam po górach, czy biegałam po górach,
bo tam regularnie od gimnazjum biegałam praktycznie codziennie, więc dosyć dużo tych ścieżek znałam i wiedziałam, na których mogę spróbować jeździć.
A tak, to tutaj tylko dopowiedzmy, że hardtail to znaczy, że amortyzator ma tylko z przodu, a tył jest, że tak powiem, sztywny bez amortyzatora, w uproszczeniu.
Dokładnie tak. I no dosyć szybko jeżdżąc po tych trasach się zorientowałam, że to, że jestem na rowerze nie ma za dużego znaczenia.
W dalszym ciągu bardziej mi się podobają te same trasy, które mi się podobały jak chodziłam po okolicznych szlakach.
Czyli zdecydowanie nieruchliwe asfalty albo strome, bo na przykład nawet jak na Serpentynie do Zacheumia nie było dużego ruchu wtedy, to jednak było stromo do góry,
więc te auta jak bardzo mocno śmierdziały, mówiąc krótko, że rozpali, więc unikałam zdecydowanie asfaltów i nawet jeśli chodzi o trasy te takie dookoła mojego domu,
to najbardziej mi się podobały te im dalej od cywilizacji.
I im węższa ścieżka, to czy tam były nierówności czy nie, to ogólnie miało dla mnie znaczenie drugorzędne, w sensie, że podobała mi się trasa jak była daleko od domu i było wąsko, obojętnie co na niej było.
Jedyne co, to na początku swojej przygody z rowerem górskim, to jak się już więcej działo, to faktycznie nie wiedziałam co z tym zrobić, więc starałam się wybierać te trasy, które były łatwiejsze.
A udawało mi się to dzięki temu, że znałam okoliczne trasy.
Dobrze, to może ja tutaj troszkę uzupełnię teraz swoją historię, bo mamy jakby ciekawe dwa punkty, może nie wspólne, ale w jakiś sposób powiązane.
U mnie było to tak, że ja pochodzę z Wrocławia, tak więc od urodzenia w mieście i miałem na tyle szczęścia, że zawsze od dzieciaka gdzieś ten jakiś rower miałem, potem jakiś taki pierwszy góral, marki rometne komunie,
ale jakby nigdy to nie była moja główna aktywność, tylko od czasu do czasu jeździłem na rowerze, za bardzo się nad tym nie zastanawiając.
Dopiero w sumie w liceum taki pierwszy góral marki Giant dostałem od rodziców i wtedy tak zacząłem sobie jeździć, wykumyłem właśnie taką trasę, podobnie zresztą jak Ty też starałem się robić trasę z dala od ruchu samochodowego.
To były już lata 2000 we Wrocławiu, już zaczęły powstawać jakieś takie trasy.
Tak, już zaczęły powstawać jakieś tam trasy rowerowe i wykumałem sobie taką trasę, którą jeździłem jakby bocznymi drogami albo ścieżkami rowerowymi, czy też przez jakieś parki, na przykład przez Park Złotnicki tam.
Lubiłem przejeżdżać, bo tam były takie fajne pagórki na jakimś, tam jest ruiny średniowiecznego jakiegoś grodu, czy ruiny, to nie ruiny to za dużo powiedziane, jakieś tam dwa kamienie są, ale też jest dużo właśnie jakichś takich sztucznych pagórków, przez które lubiałem przejeżdżać.
Ale to, bo znam te trasy, to główny ich plus, że tam jest dużo takich sztucznych, sztucznych pagórków, przez które lubiałem przejeżdżać.
Ale to, bo znam te trasy, to główny ich plus, że właśnie są węższe w lesie i nie są tak jakby ze stabilną nawierzchnią, tylko jakieś takie pagóreczki, coś tam się, rolery, coś się...
Tak, tak i to mi się podobało przejeżdżanie przez nie, jakby podjeżdżanie pod pagórkę, potem nagły spadek, tak, wtedy jeszcze nie skumałem, że to jest to, że to ma być pasja numer jeden.
Dla mnie to było bardziej, bardziej uzupełnienie takie, żeby się przejechać, oczyścić głowę.
Tak, tak.
I sobie jeździłem od czasu do czasu, aż w końcu... A nie, jeszcze, jeszcze jedna, jedna rzecz właśnie.
Lato zwykle spędzałem na, na Pojezie Żudlawskim w zachodniopomorskim.
Mam tereny też pagórkowate, jeziorka, lasy, więc też, też te rowery, ten, ten, ten rower tam zabierałem i tam sobie jeździłem właśnie po tych lasach, po szutrach.
Tam na szczęście jest mała gęstość zaludnienia, więc, więc ruch samochodowy na, na asfaltach nie był taki duży.
Ale też się okazało, że jest tam, tam powstała chyba jedna z pierwszych w Polsce taka ścieżka rowerowa po starym nasypie kolejowym.
Po linii kolejowej, która była zlikwidowana między Półczynem, Zdrój a Złocieńcem.
No i tam właśnie w 2009, kiedy właśnie kupiłem swojego pierwszego, takiego porządniejszego, powiedzmy, górala, już nie w cudzysłowiu.
Też hardtaila ze skokiem chyba 10 milimetrów, czyli podobnie jak ty.
To był Rockrider SXC z Decathlonu.
Nie wiem, czy zauważyłeś, że w tych latach tak naprawdę to taki właśnie rower górski, czyli hardtail 100 milimetrów skoku, to był rower domyślny.
Że jak się kupował rower, to właśnie taki, nie do końca się zastanawiając po czym on ma jeździć.
Nie wiem, czy to było ze względu na to, że miało dużo przerzutek, więc wydawało się ludziom, że jest uniwersalny.
Ale powiem z perspektywy osoby, która gdzieś tam po świecie jeździła, że nie jest to domyślne w każdym kraju.
Czyli na przykład jednak w Holandii bardziej rowerowe.
W Holandii bardziej rowery miejskie można szybciej zauważyć.
W Japonii bardzo jako dojazdowy rower do pracy to jest szosówka.
Tak, no myślę, że to też wynika jakby z geografii i infrastruktury w tych krajach.
No i też po części kultury.
Z geografii nie zawsze, bo szczerze mówiąc bardziej górzy z tego kraju niż Japonia to trudno mi wymienić.
Okej, okej. Tak, racja bardziej chodziło mi z geografii, że bardziej płaskiego kraju niż Holandia.
A, no tak, w tym przypadku.
W tym przypadku tak, w przypadku Japonii nie do końca.
Ale rzeczywiście, no to już od lat 90. to było tak, że jakby na komunię wszyscy dostawali górale.
Dokładnie tak.
Ale to górale były, ale wtedy górale nie miało amortyzatorów jeszcze.
No ja mówię o tym dosłownie tak, jak nawiązałam do tego twojego hardtaila ze 100 mm skoku, bo to zazwyczaj był ten rower.
Tak, ale ja myślę, że to było to w 2009, to było raczej, myślę, że od tego czasu zaczęło się zmieniać, już coraz więcej wchodziło.
Na pewno rowery miejskie od tego czasu zaczęły mocno wkiwać popularność, no bo w tych czasach rzeczywiście rozwój infrastruktury rowerowej w mieście, przynajmniej we Wrocławiu był na dobrym poziomie.
Teraz już niestety trochę to wyhamowało i Poznań nas pod tym względem wyprzedził.
No ale tak, bo trochę odbiegliśmy od tematu. Chciałem nawiązać jeszcze do tej twojej kalki i tej mapy.
Tak, studenci architektury, żeby nie było to przyzwyczajenie.
Przezwyczajeni są do przerysowywania map, więc może dlatego wydawało mi się to normalne.
Ja studiowałem teleinformatykę, więc ja po prostu do telefonu wgrywałem sobie zdjęcia mapy, a tam na Pojezie Żródławskim mieliśmy taką, żeby tam jeździć, to mieliśmy taką mapę chyba wojskową z lat 70. gdzieś tam zadbaliśmy, więc wszystkie ścieżki w lesie były pozaznaczane.
No najlepsze podkłady.
Ta mapa tam do dzisiaj wisi w starym domku letniskowym i pamiętam, że właśnie robiłem jej zdjęcia i sobie rozgrywałem przez komputer do telefonu, do jakiejś Nokii.
No i tak samo właśnie, bo ten rower w 2009 kupiłem na wyprawę, gdzie postanowiliśmy z kolegą po prostu z sakwami się zapakować i z Wrocławia dojechać tam na to Pojezie Żródławskie. No i taka czterodniowa wyprawa, ale noclegi mieliśmy jakby w normalnych miejscach, gdzieś tam w agroturystyce, raz w hotelu.
Nie spaliśmy pod namiotem. Takiego doświadczenia jeszcze nie mam, może kiedyś w bikepacking się pobawię, bo jest to też ciekawy kierunek. No i na tej wyprawie też właśnie przygotowanie to po prostu porobienie screenshotów z mapy, którędy jechać, czy jakieś zdjęcia mapy i tym się wspomagaliśmy. Chociaż też przy wyjeździe z Poznania gdzieś tam zabłądziliśmy, źle pojechaliśmy.
To łatwo, jak jest dużo dróg, to łatwo zabłądzić.
Więc właśnie paradoksalnie, chyba najlepiej przygotowane to trzeba mieć te wyjazdy z miast.
Tak, no chociaż dzisiaj już przy tych nawigacjach to nie jest aż takim problemem, chociaż jak najbardziej uważam, że warto wcześniej to sobie zaplanować, a nie na Iolo po prostu, a w dzień wyjazdu dobra, wyznacz trasę, jedziemy.
A to przyznaję, że ciekawe, czy na przykład mapy CZ byłyby w stanie tak poprowadzić jakąś tam po prostu wpisaną trasę, żeby ominąć wszystko.
Jestem ciekawa, czy byłyby w stanie to zrobić.
Wydaje mi się, że w większości tak. Wiem, że są też mapy, na przykład Zachodniopomorskie ma swoją aplikację i oni mają tam taki tryb, żeby właśnie wyznaczać trasę jak najbardziej po ich sieci tras, a ich sieci tras właśnie prowadzą albo po drogach dla rowerów po starych nasypach kolejowych, albo rzeczywiście są wyznaczane po ich sieci tras.
A ich sieci tras właśnie prowadzą albo po drogach dla rowerów po starych nasypach kolejowych, albo rzeczywiście są wyznaczane po ich sieci tras.
nasypach kolejowych albo rzeczywiście są wyznaczone przez drogi publiczne o małym
natężeniu ruchu lub przez drogi leśne, które są w miarę dobrym stanie.
Czyli tak to sobie zoptymalizowali i jakby na przykład z tej aplikacji korzystać
na Pomorzu Zachodnim i akurat te cele pokrywają się z tą siecią głównych
tras, to wtedy tak się da. Ale dobrze, wracając do tematu, no to ta wyprawa była
tu w sumie rzeczywiście taka moja pierwsza wyprawa, pierwsze 100 km jednego dnia
i szczyty jazdy na rowerze. Potem w 2010 roku, kiedy sobie zerwałem wiozadło
w kolanie grając w piłkę, no i już skończyłem powoli studia, zacząłem pracować.
Ta jazda na rowerze stała się bardziej narzędziem, jako narzędziem transportowym
do dojazdów do pracy, a mniej już było zdecydowanie wycieczek.
Może teraz do twojej historii.
Tak jak mówiłam, zauważyłam, że najbardziej podobała mi się jazda,
po trasach, po których lubię chodzić, czyli tych daleko od cywilizacji i wąskich,
co oznaczało w moich okolicach Zacheumia, że są to trasy jakieś tam techniczne.
Ekipa, z którą jeździłam, jeździła już na fulach i stwierdzili, że pokażą mi
fajną trasę, ale no właśnie, żebym nie zabierała swojego roweru,
dadzą mi spróbować przejechać się na swoim. Czyli zabrali mnie na taką,
jedną z ciekawszych tras w okolicy. Pamiętam to, jakie takie, co najmniej
kilometr, cały czas po kamieniach, kamienie wielkie, miejscami jak telewizory.
Na górze mi powiedzieli, żeby nie hamować za dużo i będzie dobrze.
Ale trzeba przyznać, że przynajmniej dali mi fula na tą trasę.
Okazało się, że tak, no jakbym patrzyła z perspektywy,
patrzyłam z perspektywy jazdy na hardtailu na początek trasy, to w ogóle nie
wyobrażałam sobie, że to jest możliwe. Ale jak spróbowałam zrobić to, co mi
powiedzieli, żeby puścić hamulce i jakoś ruszyć na tych kamieniach,
okazało się, że jakoś się da. Więc w skrócie namówili mnie na zakup fula,
bo ogólnie takie trasy kamieniste są naprawdę w pięknych górach, więc można
fajne góry pozwiedzać jeżdżąc po tak kamienistych trasach.
Więc już zamówiłam sobie w tym momencie fula.
Czyli to był 2010 rok i ten ful to mój pierwszy, to był Ibis Mojo, czyli w pierwszej
konfiguracji miał 140 mm
z przodu i 140 mm skoku z tyłu.
To tak patrzę na ten Ibis Mojo to rzeczywiście ta
jakby geometria ramy, takie zaokrąglenia, to właśnie stylistyka.
To akurat jeśli chodzi o zakręglenia, to stricte było pod karbon, bym powiedziała, że te karbonowe
rowery właśnie wtedy tak wyglądały. Z tego co pamiętam pozostałe aluminiowe nie
do końca wyglądały w ten sposób, czyli mój się wyróżniał.
Tak miałam fajny rower.
A okej.
Pierwsze co mi mówili, że mam fajny rower.
Zanim mój ful przyjechał, to jeszcze wystartowałam na swoim starym rowerze w
Akademickich Mistrzostwach Polski, bo będąc z Politechniki
zawsze brakowało tam dziewczyn do reprezentacji, więc mnie tam zgarnęli.
Mimo, że dopiero tak naprawdę jeździłam na rowerze tak bardziej przez rok.
To było Akademickie Mistrzostwa Polski w Kolarstwie Górskim?
Tak, zgadza się.
Więc spróbowałam swoich sił w zawodach typu cross country, maraton,
które były chyba w tym czasie najbardziej popularne w Polsce.
Czyli jednak najwięcej osób, które jakieś startowały w zawodach na rowerze górskim,
to właśnie startowało pirazy około w tej dyscyplinie.
I miałam okazję spróbować.
Jeśli by to wyglądało jak pierwszy dzień, gdzie była jazda na czas, to pewnie może bym się wciągnęła.
Ale
drugiego dnia, jak już był taki bardziej tradycyjny format ze startu wspólnego,
stwierdziłam, że jednak ta dyscyplina nie do końca jest dla mnie,
bo nie podobał mi się ten start wspólny.
Nie przeszkadzała mi długość trasy, jakieś tam te techniczne wyzwania, które akurat
wtedy były w ramach tych zawodów, to było dla mnie ok.
Przeszkadzał mi ten start wspólny, więc stwierdziłam, że nie do końca to jest dla mnie.
Ale jak się
udał w ogóle ten start? Jakieś miejsca zajęłaś?
Ogólnie start był na tyle dobry, że tam
z dziewczyn, które startowały w moim teamie, to miałam najlepszy wynik, więc ogólnie
chcieli mnie do tej reprezentacji na stałe wciągnąć.
No ale mówili, że mam sobie rower lżejszy kupić.
A ja już miałam wtedy zamówionego fulla,
więc uznałam, że jednak się nie spotkamy w tym samym miejscu.
Więc
tak, czyli oni bardziej chcieli, żebyś kupiła rower pod XC, tak?
Tak, cross country.
Jakąś taką ultra lekką ramę, czy coś takiego, żeby po prostu jak najszybszym być.
I ten rower jak najmniej przeszkadzał przy długich dystansach.
Jak już miałam tego fulla i starałam się jeździć po tych trudniejszych trasach, to
jeździłam oczywiście z ekipą. Plus jazdy z ekipą był taki, że wszyscy mieli więcej doświadczenia ode mnie, więc jakieś wskazówki mi dały.
Część z nich była bardzo dobrą wskazówką, czyli np.
że na zjazdy siodło obniżać.
To od początku mojej jazdy na rowerze tak robiłam, więc było mi łatwiej.
Ale część wskazówek kolegów była, że tak powiem, dla mnie trudna do zrozumienia.
Z perspektywy czasu widzę, że np.
problemem było to, że dawali wskazówkę, ale nie tłumaczyli dlaczego trzeba tak robić i co to daje.
Więc nie do końca to trafiało do mnie.
Druga rzecz, częściowo moja wina, czyli zazwyczaj od pytania jak coś pojechać,
zadawałam w momencie, kiedy dojechałam do tego miejsca, gdzie już w ogóle nie
wiedziałam co z tym zrobić, co mam przed sobą. Więc nawet jakby dali dobrą wskazówkę, to
próbowanie tego czy zrobienia czegoś nowego w nowy sposób w hardkorowym miejscu jest dla
ciebie trudne.
No tak, bo nie dość, że musisz zrobić coś jakby nową, nowy ruch powiedzmy na rowerze,
ale to jest jeszcze w miejscu, które też jest dla ciebie jakby poziom skomplikowania
technicznego, czy to stromizm, czy zakres nierówności też jest dla ciebie nowy, tak?
Zgadza się.
Czyli podwójne wyjście jakby ze strefy komfortu, co zwykle niezbyt dobrze się kończy.
Dokładnie tak.
Najczęściej się kończyło tym, że po prostu nawet jak wiedziałam w głowie co mi mówią,
to nie byłam w stanie wszystkich tych rzeczy zrobić w tym miejscu.
Ale później się dostałam
na takie wydarzenie, gdzie francuscy pro-lajderzy downhillowi dawali wskazówki do jazdy.
Nie było to stricte szkolenie, ale już jak właśnie mówili co robić, mówili też dlaczego
i po co to się robi i to po prostu dużo bardziej do mnie trafiało.
Czy te wskazówki, te właśnie co dawali ci
pro-lajderzy się pokrywały z tymi co dawała ci twoja ekipa, tylko po prostu były bardziej
doprecyzowane i wytłumaczone dlaczego to robić?
Mam wrażenie, że przede wszystkim, znaczy po pierwsze te osoby, które prowadziły,
które dawały te wskazówki to nie był już pierwszy raz jak dałem komuś wskazówki jeździć.
To pierwsza rzecz.
Druga rzecz, że
specjalnie spróbowali te wskazówki dawać w terenie, który był trochę prostszy
niż ostatecznie trasy, po których jeździliśmy.
Więc łatwiej było spróbować je wprowadzić w życie.
No i mam wrażenie, że trzecia to było tak, że jednak tłumaczyli dlaczego, więc łatwiej było
sobie to poukładać. Mam wrażenie, że na tych szkoleniach we Francji pierwszy raz po prostu
udało się dla mnie zrobić to w formie stopniowej.
W sensie, że jak się pytałam rad kolegów to tak jak mówiłam było to w trudnym
terenie, więc jak coś mówili to owszem to było dobre na ten etap
trasy, którą widzieliśmy przed sobą, ale tak naprawdę byłam na trasie za trudnej dla
siebie, na której nie powinnam się tak naprawdę na tym etapie życia rowerowego
pojawić, więc powinnam była spróbować tego co oni mówili, ale na dużo łatwiejszej trasie.
A dlaczego to ważne by było, żeby to spróbować na łatwiejszej trasie?
Te łatwiejsze trasy mają to do siebie, że też rozpędzają trochę mniej.
W momencie kiedy na trudnej trasie
się bardzo rozpędzę to ogólnie będzie to wchodzi się w panic mode i nawet jeśli się
zjedzie to trudno, żeby to jakkolwiek pozytywnie wpłynęło na doświadczenia z jazdy.
To jest tak, że przeżyłam, ale nawet nie wiem dlaczego przeżyłam ten odcinek.
Wprowadzenie tego w łatwiejszym terenie to po prostu pozwala na bardziej świadome
wprowadzenie tego, czyli zjechałam odcinek, który normalnie zjeżdżałam nie bojąc się,
później dali mi jakąś wskazówkę, to mogłam spróbować, mogłam poczuć różnicę
dlaczego z tą wskazówką jedzie się to lepiej.
No i wtedy utrwalasz ten ruch, tą wskazówkę na trasie, która jest w twojej strefie komfortu
i potem dopiero jak już masz to utrwalone, że robisz to bez zastanowienia,
nawykowo, to wtedy dopiero najlepiej to przenieść na trudniejszy teren.
Zgadza się. Ale tak szczerze mówiąc,
to nawet jak, dlaczego mi tak trudno było odpowiedzieć na to pytanie,
aż tak dobrze nie pamiętam, co dokładnie mówili.
To, co mi zostało w pamięci tak naprawdę po latach, była jedna rzecz.
Jak pierwszy raz poszłam po tym szkoleniu na rower i jeździłam po trasach, które już
znałam, okazało się nagle, że jeżdżę po nich dużo pewniej.
I ja się tak czułam i pierwsze, co usłyszałam od jednego z kolegów z ekipy,
że widać po prostu na pierwszy rzut oka, że się dużo pewniej czuję na rowerze.
Pamiętam, co dokładnie mi zrobili we Francji.
Pamiętam tylko wrażenia, ile mi to dało i jak dużo pewniej się czułam potem na rowerze.
Cała ekipa też to widziała, więc wszyscy
zaczęliśmy razem pracować nad tą techniką jazdy, bo uznaliśmy, że
to nie tylko puste słowa, to jednak dużo, dużo większy komfort jazdy.
Dużo więcej pewności siebie.
To zainspirowałaś ekipę.
W skrócie tak. A część z tej ekipy chciała bardziej pracować w MTB.
Jakoś, czyli eksperymentowała czy to
organizowaniem zawodów,
czy to z prowadzeniem wycieczek, więc chcieli jakoś zostać w branży rowerowej.
Więc zaczęliśmy pracować nie tylko nad własną techniką, ale też spróbować
przekazywać ją innym.
Więc pojechaliśmy na takie wydarzenie w Szwajcarii, gdzie się spotykali instruktorzy
i przewodnicy MTB z całej Europy.
I zaczęliśmy wspólnie opracować nad takim
standardem europejskim dobrego przewodnika i instruktora MTB.
Tak jak już wspominałam, część ekipy próbowała znaleźć jakąś robotę w branży.
I to nie tylko próbowała, że tak powiem, szukać, tylko próbowali sobie stworzyć tą
robotę, czyli organizowali zawody, próbowali organizować wycieczki.
I w pewnym momencie zaczęli się też zastanawiać nad szkoleniami jazdy właśnie.
I okazało się, że w Polsce tak naprawdę może rynku na wycieczki rowerowe nie ma.
Albo jak są osoby zainteresowane wyjazdami, to takimi bardzo po kosztach,
że tak naprawdę zawozisz jakąś ekipę w jakieś miejsce i oni sobie tam jeżdżą.
Nam bardziej chodziło o to, żeby pokazać im fajne trasy, więc to trochę zupełnie inna cena wychodziła.
Ale się okazało, że w Polsce jednak ludzie chcą pracować nad techniką jazdy, więc jak
zaczęli organizować szkolenia techniki jazdy, to na to było wzięcie.
I to takie na tyle duże wzięcie, że po prostu w pewnym momencie brakowało
instruktorów, więc zaczęli mnie namawiać, żebym też została instruktorem.
Miałam pewne opory na początku, ponieważ uważałam, że jak mam mało doświadczenia w MTB, to będę
miała za mało do przekazania. Ale w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać,
może i mam mniej doświadczenia niż oni, ale tak naprawdę
na technicznym poziomie nie jesteśmy aż tak różnym, to po pierwsze.
Po drugie, ta perspektywa moja, że niedawno
zaczynałam, może być przydatna przy prowadzeniu szkoleń, bo będę bardziej
pamiętać, co ci ludzie potrzebują. Więc się wciągnęłam w szkolenia techniki jazdy.
Na początku właśnie jako drugi instruktor
tak jakby pomocniczy, później już główny i później już w tworzeniu nowych programów szkoleń.
I to w skrócie tyle.
No i tak to trwa do dzisiaj.
No i właśnie ja poznałem to w 2021 roku.
Była u mnie historia, tak jak wspomniałem.
A to czekaj, przerwę ci.
Praca nad techniką jazdy to jest, jak się śmie, niekończąca się przygoda.
Tak.
Bo zawsze można próbować przejść do czegoś trudniejszego.
A po co?
Przecież jazda po technicznych trasach, moim zdaniem, uczy pokonywać własny strach.
Bo w momencie, kiedy się było na jakiejś trasie kiedyś, patrzyło się na nią i stwierdzało się:
"Nie no, mogę po tym pochodzić, ale nie przejadę na tym rowerze".
A później nauczyłeś się jakiejś umiejętności i się ukazało nagle, że jesteś w stanie
tę trasę bez problemu przejechać, to jednak daje się to...
Jest to bardzo uzależniające.
I daje dużo pewności siebie, że właśnie udało ci się coś, co kiedyś cię przerażało,
przejechać i jeszcze mieć z tego przyjemność.
A później można tylko znajdować kolejne rzeczy, które cię przerażają i spróbować je pokonać.
I myślę, że to właśnie jest to, co tak naprawdę wciąga ludzi w kolarstwie górskim akurat.
Albo jedna z tych rzeczy, które może przyciągnąć do kolarstwa górskiego.
Tak, totalnie się pod tym podpisywałam.
Tak, pracuję rękoma i nogami, bo też mam takie przemyślenia i obserwacje, że
kolarstwo górskie ma bardzo dużą przestrzeń do tego, żeby się rozwijać i
pokonywać właśnie czy to swojej słabości, czy swój strach.
Ale nie chodzi właśnie o to, żeby...
Nie tyle, żeby zjeżdżać coraz bardziej stromych i po większych kamieniach, tylko tych
umiejętności, których można się nauczyć w kolarstwie górskim, tych fundamentów jest tyle, że można spokojnie przez długi
czas uczyć się ich nawet na mało stromych trasach.
I właśnie tym szkoleniem i właśnie swoim podejściem mi pokazaliście, że odczarowaliście
trochę to MTBŻT, że to nie polega tylko właśnie po prostu jeździe downhillowej po
stromych technicznych trasach, całej zbroi w kasku fullface, tylko rzeczywiście można,
to jest sposób na odkrywanie natury, odkrywanie tych pięknych górskich terenów,
taki reset głowy i też pracę nad swoimi umiejętnościami, co z kolei okazuje się, że jest bardzo istotne
przykład, gdy walczy się z wypaleniem zawodowym, żeby właśnie znaleźć sobie
jakąś aktywność, gdzie możemy właśnie wchodzić na to kolejne poziomy.
A tych poziomów w MTB w kolarstwie górskim jest mnóstwo.
Jest bardzo dużo i więc
i oto jest naprawdę, kolarstwo górskie to bardzo duży spektrum tras mieści, gdzie
tak naprawdę najprostsze trasy MTB to po prostu wiją się lewo, prawo, lekko góra, dół.
Może się pojawiają na nich jakieś korzonki drobne, ale to drobne, więc te najprostsze
trasy tak naprawdę nie mają, nie są przerażające.
Owszem, te najtrudniejsze potrafią być, ale to trzeba pamiętać, że osoby, które jeżdżą
po tych najtrudniejszych, to jest jakiś tam procent nikły z wszystkich rowerzystów,
którzy po prostu dużo przepracowali wcześniej i dlatego mogą jeździć po hardkorowych trasach.
Problemem jest może to, że najwięcej relacji jest z tych
najtrudniejszych tras, bo takie rzeczy trafiają do mediów, bo to się sprzedaje jako fajne,
hardkorowe i tak dalej. Jest to imponujące, to też trzeba przyznać.
Jak zjeżdżają po takich najtrudniejszych
rzeczach, które w ogóle wydają się człowiekowi, że to jest nierealne, żeby po
tym się poruszać na rowerze, no to jest to imponujące.
Ale tych kroków pomiędzy tym pierwszym
początkiem, o którym wspominałam, a tą górą jest naprawdę bardzo dużo, więc kluczem, żeby Ci się to
spodobało, jest to, żeby znaleźć coś, co dla Ciebie jest wyzwaniem i po prostu to pokonać.
A zatrzymać, że tak powiem, się na tych
schodach możesz w każdym momencie, gdzie wydaje Ci się, że już wyżej nie masz ochoty wchodzić.
Też można podrodzę gdzieś skręcić.
Tak, można też skręcić.
Na inną klatkę schodową, bo tutaj jakby możliwości jest mnóstwo.
Mnie w skrócie najbardziej motywowały do pracy nad własną techniką to wyjazdy rowerowe, gdzie właśnie
wyjeżdżałam w jakieś miejsca, tak jak już słyszeliście, jaki mam gust, tak?
Jakieś odludzia, wąskie trasy.
Na takich trasach często się zdarza, że jest coś trudnego.
Więc mój cel był taki, żeby owszem, potrafić zjeżdżać po jak najtrudniejszych
rzeczach, głównie po to, żeby później, jak ileś jest ich na trasie, to żeby zjechać jak
najwięcej, a nie musieć prowadzić. Bo jak się robi, nie wiem, 120 kilometrów danego dnia przez pustynię po
trudnych technicznych trasach, to w momencie, kiedy musisz coś sprowadzić, to zajmuje czas.
Więc ostatecznie jest bardziej męczące niż jak po tym zjechać.
Więc motywowały mnie do pracy nad sobą wyjazdy oraz prowadzenie szkoleń.
Czyli z kolei na szkoleniach chciałam zawsze jednak być w stanie pokazać jak najlepiej uczestnikom to, co chcę.
Żeby nie wyglądało to, że ledwo coś zjeżdżam, tylko że się czuję komfortowo z tym, bo
jak prowadzący będzie się bał, to trudno, żeby uczestnicy się nie bali.
I widzisz, i bardzo fajnie.
Ja jeszcze mam takie przemyślenie, że nawet te umiejętności nabyte u was na szkoleniach
też przydają się nie tylko w jeździe w kolarstwie górskim, w górach, ale też nawet
na co dzień, czy jadąc po właśnie jakichś turystycznych trasach rowerowych,
po ścieżkach rowerowych z sakwami, czy nawet w mieście. Bo też np. ta koordynacja,
że jesteś w stanie utrzymać się stojąc na rowerze przy bardzo małej prędkości np.
w mieście pomaga ci jak masz ciężki rower miejski z bagażami, że np.
jak musisz gdzieś zwolnić, żeby przepuścić pieszego, to możesz sobie spodnie zwolnić
i utrzymać się nie zatrzymując się. Bo potem takie ruszenie ciężkim rowerem
miejskim to jest zawsze trudne, a tak to możesz dzięki tej umiejętności uniknąć tego.
Bo tak, ogólnie nauka techniki jazdy polega na tym, żeby nauczyć się
kontrolować ten rower. I kontrolować rower jest łatwiej w momencie, kiedy jedzie się szybko.
No bo tutaj siła żyroskopowa, koła i dlatego jest łatwiej to kontrolować jak się jedzie szybko.
Kontrolowanie roweru podczas jazdy wolno jest po prostu trudniejsze, wymaga już większego
skilla i tu przydają się do tego właśnie szkolenie techniki jazdy np.
No a na te szkolenia tutaj przygotowaliśmy dla was, czy ja razem z Pombą,
rabat 6% na kod ROWERYDRAUMYSLU na stronie POMBA.pl.
Na każde szkolenie grupowe to jest 6% rabatu i kod jest ważny do końca 2025 roku.
Tak więc zapraszamy do skorzystania.
I myślę, że powoli będziemy zmierzać już do końca tej naszej ścieżki rowerowo-dźwiękowej.
Agnieszka czy ktoś tu jeszcze jakoś podsumować?
Tylko wspomnieć może, bo tak w sumie dosyć więcej mówiliśmy o
kolorstwie górskim. Wiem, że tak naprawdę ten podcast niekoniecznie jest
dedykowany tylko i wyłącznie osobom, które się interesują kolorstwem górskim.
Tak i też też będą odcinki o innych
rodzajach powiedzmy kolorstwa czy infrastruktury rowerowej, ale to w przyszłości.
Ale już wspominaliśmy o paru dyscyplinach rowerowych albo nawet nie dyscyplinach,
tylko mówiliśmy o tym, że rower nam daje różne rzeczy.
Czyli po pierwsze np.
z tego co
mówiliśmy, to co to ten rower pozwalał nam odkrywać nowe miejsca, co zawsze też daje
coś naszym umysłowi, bo jak poznają nowe miejsca to jest to pewna forma przyjemności.
Przynajmniej dla mnie.
Dla mnie też i myślę, że dla większości ludzi.
Drugą rzeczą, którą może dawać rower to po prostu samo poprawa stanu fizycznego.
Czyli obojętnie czy jest to tak naprawdę tylko jedna wycieczka tygodniowo, czy już bardziej ambitnie
sprawa, czy jeszcze bardziej ambitnie po prostu ściganie się na czas na danym długim dystansie.
To wszystko to pozwala tam pracować nad
ciałem, co też jest jakąś formą ćwiczenia umysłu.
Bo wiadomo, że ciało jest powiązane bezpośrednio z umysłem, więc w im lepszym
stanie fizycznym jest ciało, tym lepiej się pracuje umysłowi.
Tak jest w ogóle seria fajnych książek z tym związanych.
Takiego szwedzkiego psychiatra, Andelsa Hansena.
"Rozruszaj swój mózg i uspokój swój mózg".
Tak. I tam są właśnie przedstawione najnowsze badania, że ta aktywność fizyczna,
czy to jakby wynikająca przede wszystkim z tego, że przez większość historii ludzkości
człowiek był zbieraczem myśliwym i tej aktywności fizycznej na co dzień miał
bardzo dużo i do tego są ewolucyjnie ciągle przystosowane nasze mózgi.
Zgadza się.
A dla mnie, dlaczego osobiście zostałam jednak przy tym kolarstwie górskim bardziej
niż innym, bo mam wrażenie, że to kolarstwo górskie potrafi te wszystkie
rzeczy naraz zrobić, czyli jednocześnie pozwala odkrywać nowe miejsca.
Jak gdzieś jadę, to muszę fizycznie pracować nad całym ciałem, bo nie pojadę bez ciała,
że tak powiem. A jak mam te wyzwania techniczne, to jednocześnie ćwiczę swój mózg.
Nie tylko po prostu.
ćwicząc ciało, tylko już nad technicznymi
rzeczami, to już trochę głowa musi pracować, bo inaczej bez głowy to się nie pojedzie.
Więc dlatego ja osobiście zostałam bardziej
przy MTB, bo dla mnie najwięcej mi dawało to MTB.
Tym myślę, że będziemy kończyć.
Planujemy też z Agnieszką nagrać kolejny odcinek, gdzie już przejdziemy sobie przez
wszystkie szkolenia, które ja w ostatnich latach z Pombą przeszedłem.
Agnieszka opowie o nich z perspektywy instruktora, ja opowiem z
perspektywy uczestnika i z tej właśnie osoby z mniejszym doświadczeniem, która
może właśnie dopiero co pamięta, jak się tego uczyła.
Więc myślę, że tu będzie ciekawie.
I spróbujemy w tym odcinku kolejnym przygotować dla was jakiś taki
powiedzmy mini poradnik, jak najlepiej dzisiaj zacząć przygodę
z kolarstwem górskim albo w zasadzie jak sprawdzić, czy to jest dla was.
Właśnie na podstawie naszych doświadczeń, błędów, które popełniliśmy,
rzeczy, które zrobiliśmy dobrze. Dzięki za słuchanie.
Wszelkie linki o rzeczach, o których mówiliśmy, znajdują się w notatkach do
tego odcinka pod adresem rowerydlaumyslu.pl/1 jak pierwszy odcinek podcastu.
Znajdziecie tam również formularz do kontaktu, jeśli macie do nas jakieś pytania
bądź też chcecie naostawić nam feedback, co wam się podobało, co nie.
Jeśli wam się podobało, to zachęcam do zasubskrybowania podcastu waszej aplikacji,
w której słuchacie podcastu.
No i najważniejsze, jeśli jeszcze dzisiaj nie byliście na rowerze,
to zachęcamy, żeby wsiąść na rower i pójść pojeździć.
Wasz umysł wam za to podziękuję.
A to był nasz pierwszy rozgrzewkowy odcinek podcastu Rowery dla umysłu.
Ja nazywam się Rafał Sobolewski.
Moją gościnią dzisiaj była Agnieszka Jurewicz.
Dziękujemy za słuchanie.
Do usłyszenia w kolejnym odcinku i do zobaczenia na ścieżkach.
Do zobaczenia.
Nie wiem, czy
gravel i rowery na szosę, ale...
Teraz się zaciąłam. Dobra, jeszcze raz.
Teraz znowu się zapiątałam. Jeszcze raz.
W Polsce, czyli organizowali...
Czemu zaczynam w liczbie mnogiej
i później przechodzę do pojedynczej.
Okej.
No i...
Dziękuję.
Dziękuję.
Posłuchaj Rowery dla Umysłu używając jednej z wielu popularnych aplikacji lub katalogów podcastów.